Strona główna Inwestycje Rowerem na Zakrzówek – ale czy na pewno?

Rowerem na Zakrzówek – ale czy na pewno?

przez Akcja Ratunkowa dla Krakowa
Transformacja Zakrzówka w park rozrywki przyciągnęła znacznie więcej osób niż dotychczas, co przełożyło się na jeszcze więcej osób dojeżdżających samochodem, a co za tym idzie, chcących parkować w okolicy.
Zapowiedziana budowa parkingu nie poprawi sytuacji, bo chętnych będzie coraz więcej. Zakrzówek w sezonie letnim odwiedza tysiące osób. Na tyle dużo, że obecnie trzeba ograniczać liczbę osób na pomostach!
Koszty turystyfikacji Zakrzówka będziemy ponosić wszyscy, a najbardziej okoliczni mieszkańcy, dlatego trzeba znaleźć plan naprawczy chociażby dla tej części zniszczonej przez krótkowzroczność ZZM.
Edukacja nie działa tak, jak chcieliby tego urzędnicy, mieszkańcy nie korzystają masowo z komunikacji miejskiej i rowerów. Miasto w dalszym ciągu może naprawić to, co zostało źle zaplanowane i uniknąć katastrofy na Zakrzówku. Twardy zakaz zamknięcia kilku ulic skutecznie zmieniłby sposób dojazdu do kąpieliska.
Nowy, krupówkowo-kryspinowski charakter tego miejsca ściąga tłumy w większości zmotoryzowane. Wszyscy będą szukali nie kąpieli, kontaktu z naturą czy chociażby gofrów, ale parkingu, żeby najpierw gdzieś zostawić auta. Już obserwujemy festiwal dzikiego parkowania na nieznaną dotąd skalę. My, krakowianie, zapłacimy za rozjechaną zieleń i zastawione chodniki, za niekończące się interwencje Straży Miejskiej, a okoliczni mieszkańcy odczują na własnej skórze stan oblężenia. Kierowcy nie zapłacą nawet za parkowanie na specjalnie dla nich zbudowanych miejscach parkingowych. To zachowanie znamy już ze stref płatnego parkowania.
Jak do tego dojdzie? Otóż w dni wolne od pracy i w słoneczne popołudnia poza godzinami szczytu, niemalże z każdego zakątka miasta na Zakrzówek najszybciej jest dojechać samochodem. Poświęćmy chwilę na zrozumienie przyczyn tego faktu: miasto systematycznie i za grube pieniądze dba o komfort poruszania się jedynym słusznym środkiem transportu – autem – i dlatego znajdujemy się w takiej sytuacji. Nikt, kto ma samochód (oprócz garstki pasjonatów), nie wsiądzie do komunikacji miejskiej czy na rower, żeby spędzić tam dodatkową godzinę swojego wolnego czasu. O ile ma gdzie zaparkować, lub wydaje mu się, że ma. A taka sytuacja ma miejsce w rejonie Zakrzówka – ludzie wsiadają w auto z nadzieją zaparkowania. I daremne będą tu apele władz, bo każdy wyciągnie telefon i wyszuka trasę na Zakrzówek, zobaczy, że samochodem jest 20 minut, a autobusem czy tramwajem dobre 40. Wybór jest prosty.
Ale jest jeszcze szansa na odwrócenie tego trendu: miasto powinno zamknąć dla ruchu samochodowego (z niezbędnymi wyłączeniami) na czas np. godzin otwarcia kąpieliska w weekend, lub choćby w samą niedzielę, następujące ulice: Twardowskiego, św. Jacka i Norymberską. Skutkiem tego działania będzie radykalna poprawa atrakcyjności transportu publicznego i przekierowanie ostatnich chętnych do przyjazdu samochodem na wielkopowierzchniowe parkingi okolicznych Kauflandów. Nagle miejsce, do którego można dojechać komunikacją miejską (np. przystanek Norymberska) znajdzie się bliżej celu, niż miejsce do którego można dojechać samochodem. Nie mówiąc już o poprawie bezpieczeństwa, która sprawi, że rower stanie się świetną alternatywą. Jazda np. z dziećmi po ulicy zastawionej autami, gdzie kolejni zmotoryzowani w teoretycznie dwukierunkowym ruchu szukają miejsca do pozostawienia swojego samochodu, nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń. Zamknięcie zwłaszcza ul. Norymberskiej stworzy naturalne połączenie do Wiślanej Trasy Rowerowej, którą co weekend poruszają się dziesiątki tysięcy osób. Każdy, kto będzie wiedział o zamknięciu ulic, poważnie przeanalizuje inne opcje.
Nie zaszkodzi też montaż większej ilości stojaków rowerowych, o co apelujemy od kilku lat. Jednak w myśl znanych priorytetów miasta i wsparcia dla jedynego słusznego środka transportu, zamiast stojaków ZZM przeznaczy środki na budowę parkingu dla aut. Ten zarząd od zieleni, wiadomo.

Więcej na ten temat

Zostaw swój komentarz