Jak projektować przyjazne miasto? Czy deweloperzy są odpowiedzialni społecznie? Czy Kraków powinien zostać Zieloną Stolicą Europy? Zapraszamy na wywiad z krakowską architektką i urbanistką – Magdaleną Milert, znaną jako Pieing.
Maciej Fijak: Jesteś architektką, zajmujesz się urbanistyką i popularyzowaniem wiedzy o tym, jak tworzyć miasta i jak one działają. Jesteśmy w Krakowie, w mieście, którego 67% powierzchni jest objętych planami miejscowymi (MPZP). Jak oceniasz realizację tych planów?
Magdalena Milert*: Zaczęłabym od tego, że ten wysoki jak na polskie standardy wskaźnik jest rzeczą dobrą. Świadczy o tym, że są prowadzone prace w tym obszarze. Wiemy, że północno-zachodnia część Krakowa będzie bardziej pokryta planami ze względu na obecność lotniska i przepisy z nim związane.
To, do czego mam zastrzeżenia, to jakość planów miejscowych. Zastrzeżenia co do zrównoważenia funkcji, które się tam pojawiają. Mimo, że mamy takie pokrycie planami, to Kraków jest miastem zabetonowanym. Coś nam w tej gospodarce przestrzennej poszło nie tak skoro bardzo betonujemy to miasto. Nie zakładamy odpowiednio wysokich współczynników terenów zielonych czy powierzchni biologicznie czynnych.
MF: Mam wrażenie, że sam fakt objęcia 67% miasta planami niewiele znaczy. Większość z nich to wyciskanie maksimum zabudowy z każdej dostępnej parceli. Czy te “dobre statystyki” dają nam jakieś wymierne korzyści? Miejscowe plany realizują po prostu zapisy Studium (Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Miasta Krakowa) i koło się zamyka.
MM: Studium i MPZP (plan miejscowy) to dwie różne rzeczy. Studium jest dokumentem obowiązkowym dla każdej gminy i nie jest dokumentem prawnym. Nie można się do niego odwoływać, np. dowodząc, że dana zabudowa jest niezgodna z prawem. Podstawą prawną jest MPZP (Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego) i tzw. “WZ-tka” (Decyzja o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu). Problemem jest to, że na wielu obszarach nie ma planów miejscowych, są WZ-tki. Teoretycznie w takim przypadku obowiązuje zasada “dobrego sąsiedztwa”. Czyli powstają budynki podobne do tych już istniejących. W praktyce lobby deweloperskie jest tak silne, że budując na podstawie “WZ-tek”, deweloperzy potrafią wybudować, co tylko zechcą. Finałem tego jest śmieciowa przestrzeń, którą obserwujemy również w Krakowie. Więc z jednej strony dobrze, że w Krakowie mamy tak wysoki wskaźnik planów miejscowych, a z drugiej – plany te są niskiej jakości, nie gwarantują powstawania dobrej przestrzeni.
MF: “Miasto się musi rozwijać” to koronny argument w każdej dyskusji dotyczącej zasadności nowych inwestycji. Według mnie nie pytamy, czy miasto się musi rozwijać, tylko: jak ten rozwój ma wyglądać, jak znaleźć tę równowagę i złoty środek? Z jednej strony mamy ludzi, którzy już tu mieszkają, z drugiej strony – ludzi, którzy chcą mieszkać, a oprócz tego jeszcze inwestorów, którzy chcą zarobić jak najwięcej. Czy jest tu jakiekolwiek pole do dyskusji?
MM: Tak. Rozwój musi być zrównoważony. Polityka zrównoważonego rozwoju to nie jest nowa rzecz, jest znana od kilkudziesięciu lat i powoli wdrażana m.in. przez prawo europejskie.Taka polityka rozwoju miasta ma zagwarantować przyszłym pokoleniom przynajmniej tak dobrą jakość przestrzeni i życia, jaką my mamy obecnie. Żeby jej nie pogarszała. W planowaniu przestrzennym powinna obowiązywać zasada złotego środka. Jeżeli wszystko zabetonujemy, nie dbając o zrównoważenie różnych funkcji, na przykład o tak istotną w mieście zieleń, to, niestety, będziemy mieć przestrzeń nie do życia.. Już pojawia się problem ze zjawiskiem miejskiej wyspy ciepła. Tereny z intensywną zabudową mają o kilka stopni wyższą temperaturę niż tereny mniej zabudowane. Jednocześnie jest podnoszone, że powinno się stawiać na zabudowę zwartą.
MF: No właśnie, często pojawiają się krytyczne głosy, że budujemy “w bok”, zamiast budować “do góry”. Myślisz, że budowanie wieżowców jest rozwiązaniem problemu? Ludzie reagują na nie alergicznie. Jak to jest z wysoką zabudową? Czy powinniśmy budować osiedla wieżowców?
MM: To wieloaspektowa i złożona kwestia. Faktycznie, im wyżej, tym zabudowa jest intensywniejsza, to znaczy, że na jednej działce „mieści się” więcej lokali. Ale mamy przepisy w Warunkach Technicznych o tym, że musi być zapewnione odpowiednie, wymagane naturalne oświetlenie pomieszczeń (Rozdz. 1 § 13.) oraz oświetlenie i nasłonecznienie (Rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie rozdz. 2). W każdym budynku musi być odpowiednia ilość światła. Więc nie da się zrobić w Polsce takiego miasta na wzór nowojorskiego Manhattanu, gdzie będzie wieżowiec obok wieżowca, bo prawo na to nie pozwala.
Dzięki wieżowcom, z danej działki możemy “wycisnąć” więcej. Jednak to nie jest tak, że wobec tego należy wysokościowce budować wszędzie. Wszystko zależy od miejsca. Bo jeżeli mamy takie wysokie budynki, z których korzysta bardzo wiele osób, to możemy osiągnąć paradoks warszawskiego “Mordoru”. Czyli zabudowaliśmy dużo powierzchni i nagle jesteśmy zdziwieni, że wszystko jest zabetonowane. Więc jeżeli decydujemy się na wysoką zabudowę, to musimy dookoła zapewnić dobrą infrastrukturę.
Chciałabym uspokoić tych, którzy buntują się przeciwko wieżowcom. Można budować wszędzie nisko, ale wtedy mamy tak jak np. w Los Angeles, gdzie nieruchomości są ekstremalnie drogie. Tam przepisy sprawiły, że miasto się rozlewa, jest trudny dojazd z jednego końca na drugi, a oprócz tego jest bardzo drogo.
MF: Niestety, nasza polska rzeczywistość jest dużo bardziej zero-jedynkowa. Nie ma chyba takiego poczucia społecznej odpowiedzialności ze strony inwestorów. Jak można to zmienić?
MM: Niedawno byłam właśnie w audycji “miastoranek” na A<festival i też zadano takie pytanie. Popatrzmy na proces powstawania przestrzeni. Mamy “patodeweloperkę”, mamy problem z zagospodarowaniem przestrzennym, ale jednocześnie wszystko dzieje się w ramach przepisów prawa. Zależałoby mi na tym, żeby nastąpiła mobilizacja społeczno-rządowa, by pojawił się mocny głos: ”sprawdzam”. Jesteśmy 30 lat po transformacji. Widzimy, że wiele rzeczy się nie sprawdziło. Deweloperzy i architekci tworzą takie przestrzenie, jakie tworzą – bo prawo na to pozwala i może należałoby skupić się na tym, aby coś zmienić. Powinno powstać prawo, które nie pozwalałoby na takie kształtowanie przestrzeni.
MF: A własność prywatna nazywa świętą? “Chcesz zarządzać przestrzenią, to sobie ją kup i rób po swojemu” – takie zdania często słyszymy, upominając się lepsze kreowanie miasta.
MM: Popatrzmy na Zachód. Często się do niego odwołujemy. Tam nie ma podnoszenia takich tematów, że przepisy ograniczają wolność. Tam traktuje się wspólną przestrzeń jako dobro wspólne, a nie, jak u nas, na zasadzie przechadzania się między jedną prywatną parcelą a drugą. Były takie badania prowadzone przez prof. Nowaka: z kim się utożsamia Polak? To było w latach 90 i wyszło, że utożsamia się ze swoją rodziną i ojczyzną. Teraz wrócono do tych badań przy książce o chaosie przestrzennym w Warszawie. Okazuje się, że dzisiejsi millenialsi utożsamiają się ze swoim miastem i swoją dzielnicą. Coś się zmienia. Przestajemy myśleć jak boomersi – moje, moja firma, moja święta własność, dom pod miastem jako wyznacznik statusu itd.
MF: Myślisz, że presja ze strony społeczeństwa będzie wystarczającym impulsem do zmiany planowania przestrzennego i podejścia właścicieli gruntów do inwestycji?
MM: Nie jestem bardzo optymistycznie nastawiona, jednak z perspektywy ostatnich dwudziestu lat widać realną zmianę w jakości przestrzeni i tego, jak funkcjonują miasta. Patrząc na Kraków, i ostatnie dziesięć lat powiedziałabym, że generalnie dobrze się to miasto rozwinęło. Więc musimy oceniać w dłuższej perspektywie. Żeby ta zmiana się zadziała, potrzeba więcej czasu i więcej działań społeczno-prawnych. Jest takie twierdzenie, że przestrzeń wytwarza ludzi, a ludzie wytwarzają przestrzeń. To dobrze widać na przykładzie Budżetów Obywatelskich, które pokazują, czego chcą ludzie i zazwyczaj są to tematy związane z zielenią.
MF: No właśnie, zieleń. Krakowski Zarząd Zieleni Miejskiej wyewoluował z ZIKITu, który przez lata zaniedbywał ten obszar miasta jakim jest zieleń.
MM: ZZM jest niejako odpowiedzią na ten oddolny ferment, potrzebę tworzenia i utrzymania terenów zieleni. Jest dowodem, że niezadowolenie społeczne jest w stanie coś zmienić. Pamiętajmy, że wiele osób nie rozumie tego, co my znamy pod pojęciem Miasta Szczęśliwego (“Miasto szczęśliwe Jak zmienić nasze życie zmieniając nasze miasta”, Charles Montgomery). Nie rozumieją, dlaczego następuje uspokajanie ruchu czy likwidacja miejsc parkingowych. Więc z perspektywy zarządzających, w tym zielenią, nie możemy nagle powiedzieć, że wszystkie miejsca parkingowe zmieniamy w zieleńce. Kilka takich inicjatyw jest potrzebnych, ale ten proces musi być długotrwały. Coraz więcej jest ludzi wykształconych w duchu nowoczesnego urbanizmu, więcej się o tym mówi.
MF: Skoro jesteśmy przy zieleni. Czy Kraków zasługuje na miano Europejskiej Zielonej Stolicy?
MM: Wydaje mi się, że tak. Zwróćmy uwagę, że przyznanie tego tytułu nie jest oparte na terenach zieleni. Zieleń w mieście, wbrew nazwie konkursu, to tylko promil z jego kryteriów. Ocenia się komunikację zbiorową, jej funkcjonowanie, częstotliwość, jakość taboru. Ocenia się także walkę ze smogiem. Mamy termomodernizację budynków, czyli walkę ze stratami ciepła, na przykład ekospalarnię odzyskującą to ciepło, pokrycie miasta siecią MPEC. To są wszystkie czynniki brane pod uwagę przy ocenie wniosku. Natomiast, jeżeli mam się wypowiedzieć stricte o terenach zieleni w Krakowie, to oczywiście jest to nasz bardzo duży problem – Kraków jest bardzo zabetonowany. Parków, skwerów, łąk, a nawet zielonych przestrzeni między budynkami jest u nas zdecydowanie za mało. Zbyt chętnie zamieniamy przestrzenie biologicznie czynne na nieprzepuszczalne, pokryte kostką, bez drzew i totalnie nie dla ludzi.
MF: Może zatem nazwa tego konkursu jest niefortunna. Kojarzy się z terenami zielonymi, z którymi, jak wiadomo, jest problem. Ja wiem, że ocenia się kilkanaście kategorii, ale mam wrażenie, że używa się konkursu do czysto PR-owych zagrań ze strony miasta, pudrowania rzeczywistości.
MM: Tak. Oczywiście, że tak jest. Żyjemy w świecie konsumpcjonizmu i kapitalizmu, który opiera się na ciągłym marketingu w każdej dziedzinie. Taką mamy rzeczywistość.
MF: “Dlaczego mieszkańców polskich miast nie interesują zmiany klimatu?” – to tytuł jednego z Waszych podcastów w ramach projektu “Międzymiastowo”. Jaka jest odpowiedź?
MM: Chyba nie mamy takiej świadomości, że to wpływa bardzo na nasze życie. Że zmiany klimatu to nie jest tylko ten smutny miś na roztapiającej się krze lodu.
MF: Smogu też nie do końca było widać.
MM: Smog był u nas, w Krakowie, na miejscu. Miś jest gdzieś daleko. Ale ludzie zaczynają sobie zdawać sprawę, że rzeczywiście mieszkamy na takim kurczącym się lodowcu. Popatrzmy na nawałnice, problemy z suszą i podtopieniami, podwyższającą się temperaturą czy problemy z życiem w mieście w okresie letnim. Te sygnały do nas docierają, zaczynają być namacalne. Młodsze pokolenie, generacja “Z” jest na to bardziej wrażliwa. Pracując z młodzieżą, widzę tą różnicę. Oni rozumieją skalę problemu, że chodzi o ich perspektywę życia. Starsi ludzie nie zawsze są przekonani, bagatelizują problem.
MF: Gdybyś mogła przekazać swoje jedno, największe życzenie do miejskich planistów, urzędników i radnych, Co byś im podpowiedziała, żeby żyło się nam w mieście lepiej?
MM: Bardzo bym chciała, żeby nasi włodarze byli odważni. By prezentowali tezy zrównoważonego rozwoju, nowoczesnej urbanistyki i nie bali się ich wdrażać. Aby nie bali się tupnąć nogą i powiedzieć: wystarczy. Że eldorado betonowania się skończyło. Żeby to była taka mocna polityka zmian przestrzennych. Druga sprawa, chciałabym, żeby traktowali mieszkańców jako partnerów do rozmowy, a nie jako tych, którzy chodzą i ich zanudzają o jakieś niepotrzebne rzeczy. To, czego dopominają się mieszkańcy, to realne potrzeby wynikające z jakości życia.
*Magdalena Milert: absolwentka Politechniki Śląskiej. Architektka, Urbanistka. W swoich social media jako @pieing opowiada o gospodarce przestrzennej, architekturze, urbanistyce oraz psychologii i przestrzeni. Brzmi nudnie? Niesłusznie. Merytoryczna wiedza przeplatana memami może być całkiem przyjemna! Propaguje dobry miejski UX. Podkreśla, że miasto ma być zrobione porządnie i dostępne dla wszystkich. Wiceprezeska Ambasady Społeczności, Członkini Klubu Jagiellońskiego, Współtwórczyni Archipogotowia – miejsca bezpłatnych porad architektonicznych dla mieszkańców Poznania, tutorka i mentorka warsztatowa. Znajdziesz ją na Facebooku, Instagramie, Twitterze oraz blogu.